niedziela, 31 maja 2015

Niedziela- Dzien Dziecka

Pracowita niedziela. 
Wlasciwie caly dzien swietowalismy jutrzejszy Dzien Dziecka. Jutro niestety rodzice pracuja i nie bedzie czasu poswiecic naszym cudownym dzieciom tyle czasu na ile zasluguja w swoje swieto, dlatego uroczystosci przenieslismy na dzisiaj.
Po swietowaniu czekala jednak praca w ogrodku. 
W sobote mialam ciezki dzien, cos pod tytulem "zostawcie mnie wszyscy w spokoju, jest mi zle i dobrze mi z tym". Po poludniu postanowilam poprawic sobie humor i pojechalam do sklepu ogrodniczego, takiego prawdziwego, z doradcami znajacymi sie na roslinach. Pan doradca usmiechnal sie troszke pod nosem, kiedy powiedzialam mu ze przyjechalam wlasciwie po truskawki. Za pozno. Trzeba czekac do jesieni. 
Jednak znalazlam inne rosliny nadajace sie do wsadzania juz teraz. 
Czarna porzeczka....
Chcielismy na pienku, jednak Pan Doradca Z Prawdziwego Zdarzenia doradzil krzak. Te, szczepione na pniach, sa tylko na kilka lat, max 5, potem trzeba nowe sadzic. Ja nie lubie takich rozwiazan. Przywiazuje sie do ludzi, zwierzat i rowniez roslinek, dlatego nie chce wywalac swojej czarnej porzeczki za 5 lat i zastepowac jej nowa. Znam odmiane czerwonej porzeczki, ktora rosla okolo 30 lat temu na dzialce mojej babci, do dzis jej odszczep rosnie u moich rodzicow w ogorodku. To jest to co lubie, dlugowieczne, przywolujace wspomnienia.


Nasza czarna porzeczka jest sortem srednim, zaczyna dojrzewac w polowie lipca, ma bardzo duze owoce (podobno najwieksze wsrod porzeczek).



Oczywiscie nie bylabym soba, gdybym nie kupila czegos ozdobnego. Podobno juz jako dziecko uwielbialam kwiatki i z kazdego spaceru potrafilam przyniesc bukiety do domu.
Tak wiec i tym razem przynioslam cos ozdobnego, wiekszego niz bukiet.
Zakochalam sie od pierwszego zobaczenia w sklepie, wierzba japonska.


To cudenko ma mlode listki wybarwione na rozowo, potem podobno robia sie bialawe. Wymaga solidnego ciecia wczesna wiosna, zeby rosla w tych pastelowych odcieniach.



I moje ulubione "krzaczatko", krzewuszka. Jest tak wdzieczna jak jej nazwa a wymagania ma zadne. Mrozoodporna, nie wymagajaca pod wzgledem podloza, a kwitnie od maja do sierpnia- dokladnie tego potrzebuje. Kupilam odmiane Ruby Bristol.



A tak wyglada obecnie nasz warzywniaczek. Rzodkiewki juz porzadnie podrosly, buraczki za chwile beda pyszna zupka botwinkowa, i nawet juz niektore pomidorki wymagaja podporek.


A to, gdzie spedzilismy dzisiaj caly dzien- ZOO. 
Bardzo dorze sie bawilismy, zdjec pstrykalismy mnostwo, zjedlismy mega drogi (jak to w zoo') i mega niezdrowy obiad (schaboszczak nasaczony tluszczem z frytkami, jedynym "zielonym" byl plaster cytryny na kotlecie), Starszak wniebowziety (chce zostac opiekunem zwierzat w zoo), a Mlodszy glownie dopytywal kiedy dostanie kolejnego loda i kiedy w koncu wrocimy pociagiem do domu, takze dla kazdego cos milego.



Zeby zobaczyc goryle musielismy obejsc zoo dookola, tak je schowali. Jednak zwierzeta dopisaly i nie chowaly sie za krzakami.


Hipo niestety z wody nie wysciubil nosa nawet na chwile.


Niektore zwierzatka mozna poglaskac,


i pokarmic karma kupiona w zoo.


Byly tygrysy,


i lew, ktory prawde mowiac mnie przerazil. C. podszedl blizej klatki i uchwycil krola zwierzat. A na kogo patrzy owy krol zwierzat? Na mnie z chlopcami! Gapil sie tak caly czas i bylo baaardzo nieswojo. 
Zastanawialam sie czy aby te kraty wytrzymaja, kiedy wasza wysokosc wpadnie w jakis zwierzecy szal i zechce przywitac sie z nami osobiscie. 



Mniam, pierwsza konfitura w tym roku. Poniewaz jestesmy uzaleznieni od dzemow truskawkowych, postanowilam z ostatnich sklapcialych truskawek, na ktore nikt juz nie mial ochoty, ugotowac konfiture. Dodalam rabarbar, cukier zelujacy 1:1 i wyszlo cos pysznego. Zajadamy sie wszyscy i wydaje mi sie, ze jutro beda gofry z tym cudem na kolacje.
1 kg owocow a wyszly 4 sloiczki dzemu "wiem-co-jest-w-srodku".
Cale szczescie, ze mam zapas pustych sloikow.


Na koniec pozwole sobie na kilka osobistych przemyslen. Jutro Dzien Dziecka. Swiatowy. Ile mysli sie o dzieciach, ile daje sie swoim dzieciom. A ile mysli sie o dzieciach "niczyich", "panstwowych"?
Ostatnio przeczytalam reportaz w Duzym Formacie o osrodku Siostry Bernadetty. Dlugo wzbranialam sie przed ta lektura, tylko slyszalam o dramacie tych dzieci, jednak od jednego artykulu do drugiego i doszlam tez do tego. Nie ma slow, zeby opisac wzburzenie, bol i wstyd jaki wywoluje ta lektura. Na dlugo zapadna mi w glowie te obrazy. Ile zla miesci sie w czlowieku, zeby zrobic to dzieciom. Tak, trudnym, po ciezkich przejsciach ale ciagle dzieciom. My uczymy dzieci swiata, od nas ucza sie zycia, wiec kim beda te dzisiejsze maltretowane dzieci?
Jest mi wstyd za tych wszystkich doroslych, ktorzy nie zareagowali na krzywde tych dzieci. 





środa, 27 maja 2015

***

Przekopane!
YEAH!




Pecherze na palcach, bol plecow, wygieta taczka to nasza cena za wlasnoreczne przekopanie ogrodu pod trawnik. Teraz zamawiamy ziemie i siejemy trawe. I prosimy niebiosa o przychylna pogode, goraco i wilgotno.


niedziela, 24 maja 2015

Zielone Swiatki

Dzisiaj pierwszy raz poczulam naprawde ze mam ogrod.
Piekna pogoda, okolo 25°C, slonce, dookola chlopcy biegaja, Ce rozpala grilla a ja lezakuje:))) wygrzewajac sie w sloncu.
Pierwszy dzien tej wiosny, kiedy wszyscy bylismy na krotki rekaw a nawet przez krotki czas topless (chlopcom zrobilo sie bardzo goraco i postanowili sie rozebrac).

                           

Jak prawie codziennie, kopalismy w ogrodku:) Stan Przed....



...stan PO

Przekopalismy juz ponad polowe. Cieszy perpektywa, ze zostalo juz mniej i zblizamy sie do konca. Dzisiaj bylo wyjatkowo trudno bo ziemia jest sucha jak pieprz i przez to ciezej wbija sie szpadel. Prawde mowiac lepiej byloby urzyc kilof.



Zamontowalismy tez swiatelko przed wejsciem, oczywiscie LED. Staramy sie miec cale oswietlenie ledowe ze wzgledu na koszty pradu ale tez troche myslac o kolejnych pokoleniach i tym, jaki swiat im zostawimy. Czarnobylu juz nie cofniemy ale gdymy kazdy z nas w swoim malym swiecie zmienil chociazby oswietlenie na energooszczedne, moze nie trzebaby budowac nowych elektrowni atomowych. 



Oficjalny numer na dom tez wlasnie zawisl. 


A to dzisiejszy obiad. Szaszlyki cieszyly sie wzieciem u chlopcow (oczywiscie po odrzuceniu cebuli), steki niestety zawiodly i nastepnym razem zrezygnujemy z wolowiny na rzecz najpyszniejszej karkowy. Kielbaski to u nas grillowa podstawa, musza byc zawsze inaczej grillownicy odchodza glodni od stolu;)
Oczywiscie byla tez salatka z feta i domowy sos jogurtowo-czosnkowy, ktory zostal zjedzony lyzka przez najmlodsze dziecko.


Moi grillowi pomocnicy, szczypiorek i rzodkiewka z ogrodka, mniam. Dodali znakomitego smaku do salatki i sosu.



piątek, 22 maja 2015

ogrod

22. maja

juhu, mamy nowy limit i mozemy  znowu komunikowac sie ze swiatem:)

Przez czas "brak-limitu" porobilismy sporo rzeczy. Glownie koncentrujemy sie na ogrodku, bo teraz najchetniej tam przenieslibysmy swoje zycie. Niestety w obecnym stanie ciezko jest znalezc miejsce na ustawienie lezaka czy mebli ogrodowych. Pogoda nawet z nami wspolgra bo jest cieplo i dosc slonecznie.
Niestety mase czasu poswiecam na pisanie pracy zaliczeniowej. Koncze pewien osobisty projekt doksztalcajaco-kwalifikacyjny i ciezko jest mi skoncentrowac sie jeszcze na czyms innym, choc szczerze mowiac najchetniej rzucilabym wszystkie notatki i ksiazki w kat i zajela praca fizyczna.


Ten piekny mlody lilak-bez zdazyl sie juz u nas zadomowic. Mam nadzieje, ze w przyszlym roku oczaruje nas wiosna kwiatami. Uwielbiam bzy i wiedzialam, ze tego krzaczka nie moze u nas zabraknac.




Kilka piwoni (bujonow, bo pod taka nazwa znalam te kwiaty) tez juz sie sadowi na rabacie kwiatowej. Ciekawe czy w tym roku zakwitna. 



To moj maly eksperyment ogrodniczy- azalia japonska. Jest to bardzo wymygajacy krzaczek, jednak urzekly mnie jego kwiatki i postanowilam sprobowac. W naszej kamienistej ziemii zrobilismy spory dolek, nasypalismy baardzo duzo torfu i wsadzilismy roslinke. Zobaczymy czy to wystarczy zeby rosla.



W naszym warzywniaczku doszla tez druga rabata z ogorkami (mmmmm malosolne...), grochem (mlodszy uwielbia groszek) i fasola szparagowa.



Posadzilismy tez agrest. Mimo, ze nikt z nas za nim nie przepada (co innego w plesniaku- pycha) to nie wyobrazamy sobie ogrodu bez niego. Teraz szukamy jeszcze czarnej porzeczki na pienku. 



Zalozylismy tez truskawnik. Na razie posadzilismy sort sredniowczesny. Chcemy jeszcze dosadzic wczesne i pozne truskawki, zeby przez jak najdluzszy czas cieszyc sie nimi.



I zaczelo sie... zakladanie trawnika. Nie jest to wcale tak proste jak myslelismy. Najpierw musimy wykopac stara darn, nawiezc ziemii i wtedy dopiero bedziemy mogli zasiac trawe. 
Trwa to bardzo dlugo, bo nie zawsze mamy na to sile i czas. 
Zwlaszcza chlopcy nie moga sie doczekac piaskownicy a ta zbudujemy dopiero kiedy trawka urosnie.




niedziela, 3 maja 2015

swieto ciuchci

Nasza wies jest dla nas stworzona.
Chlopcy maja dwa najwazniejsze koniki w glowie, starszak dinozaury, mlodszy pociagi. To sa totalne dinozaurowo-pociagowe freaky.
Kiedy ktos nie ma pomyslu na prezent, te dwa motywy beda zawsze chciane i uwielbiane.
I tak wlasnie na poczatku naszego zycia tutaj bylismy odwiedzic nowosc, ktora byla wystawa dinozaurow okolo kilometr od domu. A dzis czekal na nas duzy festyn pociagowy.
Co tam trampoliny, lody i wata cukrowa skoro czekaja pociagi.
Mozna bylo wejsc do srodka, obejrzec z kadej strony. Pobawic sie pociagami drewnianymi, posterowac wieksze metalowe, przejechac sie w wagoniku karuzeli i najwazniejsze przejechac prawdziwa lokomotywa parowa i drezyna. Wybralismy to drugie bo na pierwsze musielibysmy czekac okolo 2 godzin.
Chlopcy swietnie napedzali przy malej pomocy mamy i taty. Dalismy rade a bylo nawet pod gorke.
Niestety zdjec zrobilismy bardzo malo bo bylismy bardziej zajeci zabawa.

sobota, 2 maja 2015

okna na swiat

Firany zagoscily w naszym domu.
Dlugo zastanawialam sie czy w ogole chce miec cos na oknach, jednak kilka porankow z chlopcami na kanapie w pizamach i wscibskimi sasiadami kiwajacymi mi rano z ulicy przekonalo mnie do zasloniecia okien.
Jestem raczej minimalistka, nie lubie wzorkow, koronek i przepychu dlatego przekopalam internet w poszukiwaniu prostych rozwiazan.
Firanki zakardowe odpadaly od razu na wstepie, gipiura choc kusi swoja swojskoscia tez nie pasowala do reszty, na zaslony nie ma juz miejsca wiec pozostal najzwyklejszy, najprostszy woal.
Firma firantex obszyla jak trzeba, dodala tasme sciagajaca i odwaznikowa i chetnie doradzili w szerokosci firan. (Reklama, ale zasluzona i calkowicie darmowa)
Firanki szybciutko powedrowaly na adres babci i tam czekaly spokojnie na transport do nas, a ze dziadek akurat jak zawsze niespodzianie mial chwile wolnego, zrobil 2dniowy wyjazd do domu i firanki przywiozl.
Teraz wisza i chronia prywatnosc.
.






Z kuchnia bylo nieco inaczej. Tu naprawde mialam problem z wyborem metody zasloniecia okna.
Wlasciwie najmniej wlasnie w kuchni chcialam miec firany. W ostatecznosci zdecydowalam sie na rolety rzymskie. Ta jest najzwyklejsza wersja, nie zalezalo mi na zaciemnianiu bo mam rolety zewnetrzne, jednak dobrze miec cos na szybach co chroni przed wzrokiem przechodniow i sasiadow siedzacych w oknach.




A na koniec projekt, moj wlasny, ktory wykonalam od poczatku do konca sama i wlasnie dlatego postanowilam nadac sobie taki medal tego dnia!
Zawieszka pochodzi z pracowni swietnych dziewczyn z Gdyni szyjacych ubranka dla dzieci (bardzo wygodne i stylowe dresiki).


Tadam!


 Szafke nad lodowka, zupelnie samodzielnie, bez niczyjego "przytrzymaj, podaj" dokonczylam ja. Wczesniej wisial korpus, ja dorobilam drzwiczki, uchwyty (wiercenie!), boczna plyte maskujaca (razem z przycinaniem!)

Dokonczylam rowniez te mala, wysoka szafeczke wiszaca. Rowniez tu wisial sam korpus. Bylo troche trudniej ze wzgledu na jej wielkosc. Do tego musialam zrobic dolne listwy maskujace co jedna reka jest dosc trudne (druga musialam ja trzymac, zeby bylo rowno).



Tak tego dnia wygladaly moje zabawki. Jednak czulam sie bardzo dumna mogac pokazac Ce po poludniu efekt mojej pracy. Tak, tak, kobiety nie tylko potrafia malowac paznokcie.
Uwielbiam prace wykonczeniowe, zwlaszcza gdzie w ruch idzie wiertarka. Dodam, ze karnisz w kuchni od wymierzenia do zalozenia firanek wykonalam zupelnie sama! I jestem z siebie pierunsko zadowolona.