poniedziałek, 18 sierpnia 2014

No. 1

Jakis czas temu, prawie 15 lat temu, wypowiedzialam pewne szczegolne zdanie, zyczenie, marzenie. 
Wychodzac z piwnicy mego rodzinnego domu, po kolejnym dolozeniu do pieca centralnego, klnac na niewygody mieszkania w domu przysieglam sobie, ze jako dorosla osoba, samostanowiaca o sobie nigdy nie zamieszkam w domu a moim marzeniem stalo sie posiadanie mieszkania z cala gama jego wygod. 
Marzylam o zawsze cieplej wodzie w kranie, co przy bojlerze nie zawsze sie udawalo i czesto zmuszalo albo do czekania na ciepla wode, albo do brania zimnego prysznicu;
o zawsze cieplych kaloryferach, cudzie techniki jakim jest termostat i kotlownia pod blokiem. 
Niestety nie znalam nowszych technologii bo one zagoscily w mym rodzinnym domu dopiero po mojej wyprowadzce, a jakze, do mieszkania.


Wspolna droge z C. zaczelismy wlasnie od mieszkania, malego, przytulnego, na 4 pietrze, z pieknym balkonem i zapierajacym dech w piersi widokiem ponad dachami na niebo nad jednym z wiekszych miast Europy. 

Ja, wychowana na drzewach (tak,tak), biegajaca na bosaka po kaluzach, zyjaca dotychczas na przedmiesciu sredniego polskiego miasta, zamieszkalam w 5 milionowej metropolii i... zachlysnelam sie wielkomiejskoscia. 
Wszystko na wyciagniecie reki, teatr, kina, niezliczona ilosc restauracji, knajp klubow i calej reszty barwnego zycia. Cudownie, myslalam i brnelam dalej w ten piekny kolorowy swiat az pewnego dnia, kiedy z dwojki zrobilo nas sie czterech, zapragnelam odetchnac. 
Zatesknilam za drzewami i kaluzami. Zapragnelam znowu poczuc rose na stopach, kiedy rankiem wybiegne do ogrodu po szczypiorek i rzodkiewke na sniadanie. W tym pragnieniu zaczal towarzyszyc mi C. 
Jego tez zaczelo meczyc wielkomiejscie zycie w ciaglym halasie, smrodzie i tloku. 
Kiedy to nowe marzenie zaczelo sie w nas tlic, spotkalismy kogos, kto pokierowal nas dalej, twierdzac ze mozemy wybudowac nasz wlasny dom. 
Ten ktos pomogl nam znalezc dzialke, co nie bylo trudne, gdyz spragnieni swego kawalka ziemi zdecydowalibysmy sie na kazda zaproponowana dzialke, ktora nam oferowal. Nasza dzialka, nasz przyszly ogorod byl drugim, ktory nam pokazal. 
Miejsce na ziemi, do ktorego juz nalezymy.


Zdjecie bylo robione wczesna wiosna, kiedy zdecydowalismy, ze wlasnie to jest dobre miejsce na reszte zycia. 
Od kwietnia jest to oficjalnie NASZE MIEJSCE na ziemi. 


Letnie przymiarki i obmierzanie terenu;-)
Z duma stalismy sie wlascicielami 3 drzew: klonu, mlodego kasztanka rozowego i wielkiej sosny rosnacej na linii ogorodzenia. 


I choc serce rwie sie do prac ogorodowych, ziemii za paznokciami, kupowania borowek, malin i bujonow to niestety trzeba zagryzc zeby i czekac... jeszcze troche poczekac.