Naprawde byla to pracujaca sobota.
Zaraz po sniadaniu (tak, tak, leniwym) pojechalam do marketu budowlanego z lista zakupow:
- akryl
- papier scierny
- szczotka,
- szpachtelka i kilka innych drobiazgow.
Jednym slowem zaczynamy prace wykonczeniowe. Najpierw musimy przygotowac sciany do malowania. I tu zaczynaja sie schody poniewaz nasze regipsy robione byly w standarcie do tapetowania a nie malowania. Jest to spora roznica, ktora musimy sami wyrownac.
Na dodatek nie mozemy uzywac prostej szpachli gipsowej a akryle, inaczej nici z gwarancji.
Ten weekend przeznaczylismy na fugowanie.
Pierwsze fugi szly bardzo opornie, nawet zaczelam rozumiec dlaczego te buteleczki z akrylem nazywaja sie ka(r)tusze.
Tak sie wkurzylam, ze ciachnelam rurke, przez ktora leci masa w polowie. Otwor sie powiekszyl i juz szlo jak po masle. Po skonczeniu sypialni czulam sie jak fachowiec, piekne fugi mi wychodzily.
Zdazylam zrobic dwa pokoje na gorze, jutro dokonczymy i zaczniemy szlifowac sciany.
Planujemy za tydzien zaczac gruntowanie.
Bez fug.
Pierwsze fugi.
Te "zgiecie" bylo najbardziej wymagajace.
A to nasi ogrodowi goscie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz