sobota, 5 grudnia 2015

magia

Znacie to uczucie kiedy przez pol dnia sprzatacie dom, pucujecie. Nawet szafki w kuchni przelecicie szmata po frontach, zmienicie posciel i juz, juz macie sie zabierac za firany i mycie okien kiedy przychodzi maz do domu po pracy i studzi wasz zapal rzucajac niedbale plecak na swiezo wypucowany stol w kuchni, lub smyrgnie buciorami po wypolerowanej podlodze?
Albo dzieci! O tak, dzieci sa najwiekszymi psujami swiezo-pachnaco-lsniacego domu. Te uczucie zadowolenia z wykonanej pracy trwa, przy malych balaganiarzach, naprawde chwile. Zazwyczaj do momentu az wyjda ze swoich pokoi i zaczna znosic wszystkie te najpotrzebniejsze im rzeczy do pokoju dziennego.
Ale i tak warto. Te minuty swiezosci, dopuki znowu nie przykleicie sie do jakiejs tajemniczej plamy na kanapie, albo nie znajdziecie zawinietego w dywanie cukierka, warto celebrowac.
Jakos wtedy moje JA znowu osiaga harmonie, feng shui znow sie zgadza.

A do pelni szczescia w sobotnio-grudniowe popoludnie potrzebuje jeszcze swiatla, i to tego najpiekniejszego (poza sloncem) cieplego swiatla swieczek. Porozstawialam je gdzie tylko sie da i pozwalam im sie oczarowac.










Kocham amarylisy, w kazdym kolorze.



Po prostu magia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz