Albo dzieci! O tak, dzieci sa najwiekszymi psujami swiezo-pachnaco-lsniacego domu. Te uczucie zadowolenia z wykonanej pracy trwa, przy malych balaganiarzach, naprawde chwile. Zazwyczaj do momentu az wyjda ze swoich pokoi i zaczna znosic wszystkie te najpotrzebniejsze im rzeczy do pokoju dziennego.
Ale i tak warto. Te minuty swiezosci, dopuki znowu nie przykleicie sie do jakiejs tajemniczej plamy na kanapie, albo nie znajdziecie zawinietego w dywanie cukierka, warto celebrowac.
Jakos wtedy moje JA znowu osiaga harmonie, feng shui znow sie zgadza.
A do pelni szczescia w sobotnio-grudniowe popoludnie potrzebuje jeszcze swiatla, i to tego najpiekniejszego (poza sloncem) cieplego swiatla swieczek. Porozstawialam je gdzie tylko sie da i pozwalam im sie oczarowac.
Kocham amarylisy, w kazdym kolorze.
Po prostu magia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz